wtorek, 28 stycznia 2014

Człowiek uczy się przez całe (s)zycie

Parę dni temu mojej radości nie było końca - zostałam wylosowana przez Juliannę z Sewing Under Rainbow (Jednoiglec) i stałam się szczęśliwą posiadaczką najnowszej książki "The Playful Little Paper-Pieced Projects", w której Julka ma swój - notabene rewelacyjny - projekt. Wprawdzie moje doświadczenia z metodą PP były żadne, to i tak cieszyłam się jak małe dziecko, które dostało lizaka. Wszak książka zapowiada się wybornie.

W oczekiwaniu na przesyłkę postanowiłam dokształcić się odrobinę w technice paper piecing. Włączyłam wujka YouTube i po oglądnięciu jednego filmu stwierdziłam, że już mniej więcej kumam o co chodzi - reszta wyjdzie w tzw praniu. Pozostało znaleźć fajny i niezbyt skomplikowany wzór na początek. Niestety nie posiadam w domu drukarki, dlatego przedrukowanie wzoru z sieci nie wchodziło w grę. Wtedy przypomniałam sobie, że kiedyś na blogu s.o.t.a.k handmade widziałam ciekawy mug rug (dla niewtajemniczonych: podkładkę pod kubek) wykonany właśnie tą metodą. Wzór - Happy Hexagon Trivet - pochodzi z książki Ayumi "Patchwork, Please". Owej książki nie mam - nad czym bardzo ubolewam - ale jak tylko będę miała okazję z pewnością ją kupię (gdyby ktoś szukał inspiracji na prezent urodzinowy dla mnie to ja się bardzo z owej książki ucieszę :)))) ). Zakasałam rękawy - ołówek i linijka w rękę i do dzieła - narysowałam wzór na kartce, a ku ścisłości na papierze śniadaniowym :) 
No co, ja nie dam rady??? No jasne, że dam, bo kto inny jak nie ja..... (wybaczcie, tu przemawia przeze mnie moja wrodzona skromność). Nie wiem jakiej wielkości jest oryginalny projekt, mój wypada mniej więcej 18 cm w najszerszym miejscu. Wielkość w sam raz pod kubek!


Szyło mi się lekko, miło i przyjemnie. Ale nie żebym na koniec uwag nie miała - mam i to wiele. Moim zdaniem dobór tkanin nie był zbyt szczęśliwy. Kawałeczki są na tyle małe, że powinnam użyć bardziej jednolitych kolorystycznie tkanin (patrz: mniej wzorzystych) - teraz wszystko się zlewa - nauka na przyszłość! Nawet w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy nie zrezygnować z dalszego szycia, bo już widziałam, że coś mi nie leży. Postanowiłam potraktować jednak tą próbę jako egzemplarz testowy i dobrnąć do końca. Szkoda było mi wyrzucać tych skrawków, nawet jeśli były maleńkie, to jednak były - a wiecie - każdy jest na wagę złota :)))))


Jak to mówią - pierwsze koty za płoty - z pełnym przekonaniem stwierdzam, że metoda PP jest do przełknięcia - jestem gotowa na nowe wyzwania! A z powyższego schematu z pewnością jeszcze skorzystam. Może nawet wcześniej niż później :))

A Wy jaki macie zwyczaj - kończycie swoje projekty nawet jak coś nie styka? Czy odkładacie na lepsze czasy albo i wieczne nigdy? 
K.