Parę dni temu dostałam niespodziewany prezent - pare tłuściutkich ćwiarteczek FQ - pięknych i kolorowych! (możecie sobie wyobrazić banana na mojej twarzy!!)
Przeważnie jest tak - że nowe tkaniny segreguję kolorystycznie i równiuteńko układam w szufladzie, gdzie ciesząc moje oko - spokojnie czekają na swój czas... :) Tym razem nie zdążyłam odłożyć ich w przeznaczone im miejsce, tylko od razu trafiły na stół! Skalpel, yyyyy, tzn nóż krążkowy, odrobina nici, dwie godziny czasu i... ta dam - poszewka na poduchę gotowa! Zupełnie inna niż te poprzednie.
Taka niePATCHWORKOWA :)
Jest to poszewka szyta na tzw. zakładkę - nie ma guzików, troczków ani zamka. Nie jest podbita wypełnieniem, nie jest pikowana.... Czy jest zatem patchworkowa?? Hm. Trochę tak jakby jednak jest - złożona jest z 5 różnych tkanin - wykorzystałam 3 całe FQ, i po kawałku z dwóch kolejnych. Wymiar poszewki to 50 x 60 cm. Z przodu różnorodność tkanin dodaje poszewce koloru i swoistego uroku, ale tył mógłby być złożony z jednego kawałka, gdyby tylko tłusta ćwiartka napęczniała i wydłużyła się z rozmiaru 50x54 do 50x60 cm :)))) Niestety takie cuda nie zdarzają się w tej bajce, tak więc i tył - chcąc nie chcąc - jest sztukowany:
Szwy są płaskie - nie będą uwierały, podwójnie przeszyte - poszewka powinna przetrwać wielokrotne pranie i tarmoszenie.
Taka prosta rzecz, a tak cieszy!
To nie jest jedyna rzecz, którą uszyłam w międzyczasie - wszak przez miesiąc mnie tu nie było!!! Ale pozostałe projekty to póki co tajemnica. Umówiłam się z pewną utalentowaną Damą na wymiankę szyciową, ale o tym - mam nadzieję - już następnym razem. Ciiiii :)
K.