Robocopy doczekały się towarzystwa :))) Wierzch nowego quiltu uznaję za zakończony. Zwyczajowo trochę to trwało, ale szczęśliwie zamówiona Kona White okazała się mieć ten sam odcień co poprzednia i mogłam ze spokojem ducha powolutku dzień po dniu coś kroić i doszywać.
Teraz dwie ważne rzeczy przede mną: wybór i zamówienie materiału na tył, oraz nazwanie quiltu. Do tego drugiego jakoś nie mam serca. Tzn nie przychodzi mi to z łatwością i lekkością języka. Z resztą moje krasomówcze zdolności (lub też raczej ich brak) da się zauważyć w niezwykle "rozbudowanych" tekstach pod każdym postem.... :))))) Ehhh, nawijać makaronu na uszy to ja nie umiem. Nigdy nie umiałam. Niestety. Czasami nad tym ubolewam :)
Reniari zasugerowała, że blok z robocopem kojarzy Jej się z Polskim Czerwonym Krzyżem - moja mama - o zgrozo! - również miała takie spostrzeżenia. Ups! Nie do końca taki był zamysł :))))) A tymi czerwonymi krzyżykami chyba tylko dolałam oliwy do ognia... Jednak jak postanowiłam na początku - nic nie zmieniam względem początkowego planu i trzymam się tego kurczowo. Mam nadzieję, że po przepikowaniu całości, dodaniu lamówki, jakiegoś żywego koloru na tył - całość zyska nowy wymiar i właściwa nazwa sama się wyklaruje.
Quilt ascetyczny jak chodzi o kolory. Dużo bieli? Może trochę. I niebieski - którego u mnie w projektach jak na lekarstwo - przeważanie używam turkusów. Czasami jednak trzeba zrobić coś wbrew swoim utartym przekonaniom i przyzwyczajeniom. Ten quilt jest tego doskonałym dowodem :)))
K.