Zastanawiam się, czy każda szanująca się / zbzikowana * ( * niewłaściwe skreślić) miłośniczka tkanin tak ma, że zbiera i pieczołowicie układa wszystkie - dosłownie WSZYSTKIE skrawki szmatek, które pozostają po uszyciu projektu. Wiadomo - każdy może się jeszcze do czegoś przydać :))) Są małe, są duże, te kolorowe i te biało-czarne - każdy na wagę złota. I nie było by w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że stosik rośnie, a pomysłów na jego przetworzenie jak na lekarstwo. Do tego w owym stosiku nie sposób doszukać się czegokolwiek, bo panuje taki rozgardiasz, nieporządek, jednym słowem - bałagan!
Parę dni temu postanowiłam chwycić przysłowiowego byka za rogi i rozprawić się ze stosikiem. Najpierw kupiłam 3 pudła, później (prawie z namaszczeniem) rozpoczęłam segregację... Przyjęta taktyka: układanie według kolorów. Po skończeniu pracy stwierdziłam jednak, że wciąż brakuje mi jednego pudła na "ścinki ścinków", które trzymam chyba tylko ze
skąbstwa / miłości. Owe malizny prawdopodobnie do niczego się już nie przydadzą, bo po potencjalnym odjęciu zapasów na szew nic już nie zostanie.... :)))), a robią sztuczny tłum i zajmują miejsce większym kąskom. Trzeba im znaleźć lepszy dach nad głową. Nad tym muszę jeszcze popracować.
Tymczasem wczorajszym wieczorem - zachęcona swoimi działaniami sprzed paru dni - podjęłam waleczną próbę zmierzenia się z posegregowanym już stosikiem. Oto co powstało w pierwszym podejściu:
To moja wariacja na temat bloku wonky star. Jak się dobrze przyłożę, to powstanie jeszcze parę. Zabawa jest na całego!
A to osławiony stosik przed, w trakcie i po:
I jeszcze na koniec relacja z postępu prac nad
Robocopami. Idzie wolno, zasadniczo nie wiem nawet dlaczego. Ale nawet w tym ślimaczym tempie - do zimy powinnam zdążyć :)))
K.