Czuję się wewnętrznym zwycięzcą. Wreszcie udało mi się poskromić UFOka!! Radość i lekkość sumienia przemawia przeze mnie, naprawdę jestem z siebie dumna. Nie do końca z tego, jaką UFOk ostatecznie przybrał formę, ale z samego faktu przeobrażenia...
Wakacje jednak minęły, a w głowie codziennie rodziły się pomysły na nowe projekty, które oczywiście "nie mogły czekać".... I tym to oto sposobem - rozpoczęta robótka została odłożona do pudła. I tylko wyrzut sumienia czasami pukał w wieko nie pozwalając zapomnieć o godzinach pracy spędzonych na dzierganiu "misternych" koronek...
Zachęcona uszyciem bieżnika, który zagościł w Deszczowym Domu (Aniu - serdeczności!!) postanowiłam dokończyć bieżnik na nasz stół. Wprawdzie na codzienny użytek się nie nadaje, bo niestety plamoodporny nie jest, ale na specjalne okazje - czemu nie. Już nie mogę powiedzieć - szewc bez butów chodzi :))))
Główki kwiatów podszyłam na prawej stronie flizeliną, po czym wywróciłam na drugą stronę - w ten sposób brzegi są podwinięte. Całość przyszyłam do materiału kordonkiem. Na tej bazie dziergałam płatki... Listki też podkleiłam flizeliną ale przestepnowałam je po wierzchu nie zabezpieczając rogów przed strzępieniem... Jeszcze nie wiem jak się to wszystko sprawdzi podczas prania, czy nic nie będzie się snuło, deformowało. W najgorszym przypadku okaże się, że bieżnik był jednorazowy.... Ups, trochę było by jednak szkoda :)))
Wymiar bieżnika: 145 x 47 cm. Do szydełkowania użyłam nici Coats. Pierwszy raz miałam okazję z nimi pracować i nie mam żadnych uwag, ale warto było zainwestować nieco więcej dla tych soczystych kolorów!
PS
EDIT:
Jeszcze jedno zdjęcie znalazłam na starym dysku - zaraz po powrocie z wakacji je cyknęłam. Dokładniej widać dziergane kwiatki - trochę się nad nimi nagłówkowałam - każdy jest inny. Dziś nie wiem czy by mi się chciało.....
Czy to znaczy, że się rozleniwiłam? Hmmm..... :))))